Scott
Parker jest studentem filozofii i autorem piszącym na jej temat. Jego praca licencjacka pt. Synthesizing
the Kosmos: A Critical Study of Ken Wilber była wynikiem wnikliwego przyjrzenia się Sex, Ecology,
Spirituality. Pisze: „Większość esejów na stronie „Integral World” jest poważną próbą wciągnięcia
Wilbera w dialog. Bowiem tylko dzięki krytyce, wyjaśnianiu i ukazywaniu alternatyw możemy zbliżyć się
do prawdy.”
Wygrywając integralną grę?
Scott Parker
Jeżeli jesteś fanem Kena Wilbera, to wiesz kim jesteś. Przeczytałeś kilka jego książek, zgodziłeś się z
wieloma jego argumentami, uwierzyłeś też w leżącą u podstaw jego dzieła intuicję – jeśli już nie
wyrażoną explicite – że Wilber jest najważniejszym filozofem w historii (ze względu na swoją
uprzywilejowaną w niej pozycję).
Jeżeli wiesz kim jest Ken Wilber i nie jesteś jego fanem, to z pewnością jesteś krytykiem. Nie
nazywając go otwarcie najważniejszym filozofem w historii, wyrażasz pogląd dla niektórych dość jasny,
iż Wilber z pewnością nie jest najważniejszym filozofem w historii.
W odniesieniu do Kanta często wyrażamy opinie typu: „nie zgadzam się z jego poglądami etycznymi”,
czy też: „zgadzam się z tym, co twierdzi na temat ograniczeń rozumu”. Traktujemy Kanta, bądź też jego
pisma, jako zespół poglądów, w które możemy się zaangażować, z których możemy się czegoś nauczyć,
zaakceptować to, odrzucić tamto, itd. Rzadko jednak zdarza się, że czytając Kanta lub prowadząc
dyskusje na temat jego pism, nasz dyskurs intelektualny przechodzi w oszczerstwa bądź inwektywy. A
jeśli już ma to miejsce, szybko uzmysławiamy sobie nasze niewłaściwe zachowanie i wracamy do bardziej
racjonalnej wymiany zdań. Nawet w przypadku bardziej kontrowersyjnych filozofów pokroju Richarda
Rortyego, z którymi możemy się wyraźnie nie zgadzać, nie uciekamy się do uwłaczających nam gestów,
których byśmy potem mogli żałować.
Jednakże właśnie tego typu retorycznymi gierkami posługują się niektórzy krytycy Wilbera, jak i on
sam. Jego obrońcy nazywają się „fanami”- jakby kibicowali gospodarzom w decydującym starciu
przeciwko derbowym rywalom. Ci rywale to oczywiście „krytycy”. Z jasno nakreślonymi stronami sporu,
integralna konwersacja przemienia się z konstruktywnego dialogu – w który moglibyśmy się zaangażować
i z którego moglibyśmy się czegoś nauczyć – w debatę o jednym tylko zwycięzcy.
Fałszywa dychotomia pomiędzy fanem a krytykiem uwłacza filozofii Wilbera, który chciałby, aby
traktowano go jak poważnego naukowca; niemniej jednak zrobił on wszystko, co w jego mocy, by ją
podtrzymać. Wilber notorycznie posługuje się tym sposobem konfrontacji w sporach ze swoimi krytykami,
traktując ich jak heretyków, tylko dlatego, że napisali jakąkolwiek krytykę. I naprawdę nie jest w tym
przypadku ważne, do jakiego stopnia krytyka ta mogłaby być prorocza.
Wraz z postępującą polaryzacją integralnej konwersacji, staje się ona pewnego
rodzaju grą pomiędzy fanami a krytykami.
Z drugiej strony, fan traktowany jest jako szlachetny obrońca prawdy w świecie wątpiących. Jeśli
to co napisałem ma posmak religijny, to właśnie tak to wygląda. Przez kilka ostatnich lat Wilber i jego
fani stali się tak niezwykle płynni w posługiwaniu się językiem integralnym – integralne to, integralne
tamto – że z powodzeniem stworzyli scenariusz „w grupie/poza grupą”, który jest reminiscencją podziału
na dobro i zło niebieskiego meme. Abstrahując od tego, jak bardzo – i słusznie – ten podział krytykowali.
Jesteś albo za wizją integralną albo przeciw niej, a jeśli posiadasz inną definicję tego, co integralne, to
jesteś w błędzie. Wraz z postępującą polaryzacją integralnej konwersacji, staje się ona pewnego rodzaju
grą pomiędzy fanami a krytykami, w której każda ze stron ma nadzieję dokonać ostatecznego ciosu i
zakończyć debatę na dobre. Fani chcą zamknąć usta krytykom, a krytycy pragną, by fani stali się
krytykami.
A przynajmniej tak zdają się to widzieć fani.
Krytycy, i to im się chwali, mają bardziej wielkoduszne intencje. W świecie idei to właśnie poprzez
dialog następuje udoskonalanie, adaptacja i poprawianie teorii. Wilber generalnie popiera taką wymianę
zdań, gani ją jednak, jeśli stosuje się ją do jego własnej twórczości. To błąd osłabiający jego stanowisko.
W przeciwieństwie do Wilbera i jego fanów, krytycy piszący o jego twórczości nie kibicują sadystycznie
integralnej dymisji. Większość esejów na stronie „Integral World” jest poważną próbą wciągnięcia Wilbera
w dialog. Bowiem tylko dzięki krytyce, wyjaśnianiu i ukazywaniu alternatyw możemy zbliżyć się do
prawdy, która u schyłku dnia wpływa na to, kim staniemy się nazajutrz.
Niestety, zamiast angażować się w tą krytykę i okazywać pokorę, Wilber nadal
odseparowuje wszystko to, co integralne.
Stwierdzenie, że ludzie z zazdrości spędzają czas na czytaniu Wilbera i pisaniu wyważonych
odpowiedzi, jest naprawdę dziwaczne i narcystyczne. Dyskredytowanie Wilbera nie przynosi żadnych
zysków. Ilość czasu poświęcona czytaniu oraz pisaniu krytycznych odpowiedzi, a następnie odpowiedzi
na riposty, redagowaniu blogów itd. jest oznaką zainteresowania czytelników przekazem Wilbera.
Niestety, zamiast angażować się w tą krytykę i okazywać pokorę, Wilber nadal odseparowuje wszystko
to, co integralne. Przeznaczeniem ruchu skupionego wokół jego osoby zdaje się być izolacja, kult, a
nieco później utrata jakiejkolwiek wiarygodności w świecie nauki. W obliczu ostatnich krytyk, zwłaszcza
Jeffa Meyerhoffa pt. Bald Ambition,
uwidacznia się imperatyw, zgodnie z którym Wilber w rozpaczliwym odruchu samozachowawczym albo
broni swojego stanowiska albo akceptuje krytykę, nie ukrywając się w integralnej bańce.
Przypuszczalnie teoria integralna znajdzie swoje odbicie w pracach innych autorów, którzy wydobędą
intelektualną wartość twórczości Wilbera i oczyszczą ją z tragicznego kontekstu ruchu
integralnego.Idea integralna powinna zostać odświeżona poprzez pozbawienie jej efekciarskich sztuczek
marketingowych. Pielęgnowanie dziwacznej gry krytyków przeciwko fanom, zamiast zaakceptowania
poszukującej prawdy roli fana-krytyka przysłania w ostatecznym rozrachunku to, co niegdyś było
promienną filozofią.
Punkt zwrotny Meyerhoffa
Różnicę pomiędzy fanem a krytykiem analizuję z autopsji. Przez lata byłem fanem Kena Wilbera – z
naciskiem na słowo fan, które stoi w opozycji do innego popularnego słowa: student. Zamiast czytać
Wilbera jak Kanta, którego idee można rozważyć i poddać argumentacji, zacząłem odbierać go jakby był
ostatecznym autorytetem w kwestii rzeczywistości.
Doprowadziła mnie do tego typowa sekwencja zdarzeń: zacząłem czytać książki Wilbera, byłem pod
ich wielkim wrażeniem, zaakceptowałem pogląd Wilberowski i trzymałem się go dumnie.
Pociągała mnie wizja wyczerpującego światopoglądu. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo
pragnąłem właśnie takiego światopoglądu; jednakże z chwilą kiedy go poznałem, okazał się niezwykle
pomocny. Po początkowej akceptacji idei Wilbera przylgnąłem do nich i w pewnym sensie utożsamiłem się
z nimi. To dzięki nim wiedziałem jaki jest świat, a jeśli się myliłem w stosunku do świata, to mogłem
również mylić się w stosunku do siebie samego. Dokonałem tego wyboru, gdyż uczynił moje życie
bardziej sterownym – dzięki niemu z niemałą pewnością wiedziałem jaki jest świat. Ofiarował mi kontekst
w którym mogłem umieszczać wszystko to, co wpadło mi pod rękę w trakcie moich studiów. Stał się
pryzmatem poprzez który widziałem świat.
Będąc na uniwersytecie przytaczałem poglądy Wilbera podczas każdej dyskusji i każdorazowo
broniłem ich, nie zważając na wypowiedzi rozmówcy. Wszędzie wokół siebie widziałem niebezpiecznych
„zielono-memowców”. Zacząłem dostrzegać te straszydła nie tylko na wykładach socjologii – gdzie
faktycznie mogły się znajdować – ale także na wykładach z języka angielskiego, filozofii, a nawet
psychologii i biologii. Była to wygodna strategia by dowiedzieć się co powiedzą moi profesorowie zanim
zdążą cokolwiek powiedzieć. Oszczędzała mi czasu na słuchanie ich. Teraz uważam, że moje podejście
było kretyńskie, ale wówczas byłem w swoim ignoranckim przekonaniu usprawiedliwiony autorytetem
Wilbera. Przecież był największym filozofem na świecie. Jeśli on to powiedział, to musiało to być słuszne.
Byłem fanem. Teraz przez sam fakt pisania tych słów przekształcam się – z punktu widzenia fana, z
mojego starego punktu widzenia – w obrzydliwego krytyka. Czynię to nie bacząc na wartość, jaką nadal
widzę w twórczości Wilbera. Przyznałem się do wątpliwości i zostałem wygnany z grona wyznawców.
Zacząłem odnosić wrażenie, jakby Wilber zadowalał się zbieraniem najprostszych
informacji – byleby pasowały do historii, którą chciał opowiedzieć.
Moje wątpliwości rozwijały się powoli – znacznie wolniej niż uprzednia aprobata poglądów Wilbera.
Początkowo trudno mi było się do nich przyznać. Tak szczere było me oddanie. Z czasem jednak, gdy
intelektualne kontrargumenty sięgnęły szczytu, musiałem stawić czoła swemu psychologicznemu oporowi
na jakąkolwiek zmianę. Jeśli odrzuciłbym – albo przynajmniej cofnął się o krok od – Wilbera, wówczas
pozbawiłbym się wyczerpującego poglądu, który dawał mi tyle komfortu. Musiałbym przemyśleć wszystko
od nowa, musiałbym na nowo zdefiniować swoje miejsce w świecie. Okropnie było porzucać tę pewność,
to przekonanie o słuszności. Moje wątpliwości namnażały się jednak nieustannie, utwierdzane przez głosy
krytyki, których zacząłem słuchać i z którymi zacząłem się zgadzać. Szczególną wartość miały zwłaszcza
te, w których stawiano duży znak zapytania nad naukową wiedzą Wilbera (i często nie odnajdywano
odpowiedzi). Zacząłem odnosić wrażenie, jakby Wilber zadowalał się zbieraniem najprostszych informacji
– byleby pasowały do historii, którą chciał opowiedzieć – bez stosowania metody orientujących
uogólnień w sposób tak demokratyczny jak zwykł to deklarować.
Z jakiegoś powodu potrzebowałem wyczerpującego poglądu na świat, który Wilber oferuje i który –
jak sam mówi – jest czymś komfortowym w przeciwieństwie do postmodernistycznej fragmentacji. Ale
komfort to kwestia psychologiczna, nie filozoficzna. Niezależnie od tego, czy przyjmujemy, czy
odrzucamy postmodernizm lub metafizykę, to, czego dostarcza nam Wilber jest opisem rzeczywistości.
Komfort, który mamy poczuć, jeśli wersja Wilbera okaże się słuszna, sprawia, że nie zrzucamy na niego –
ani kogokolwiek innego – ciężaru udowodnienia, że tak faktycznie jest.
To, co interesuje mnie osobiście – a co jest istotą zwrotu Meyerhoffa – to psychologiczne powody,
dla których tak bardzo pociągały mnie idee Wilbera. Interesuje mnie też mój obecny sceptycyzm w
stosunku do Wilbera, spowodowany szczególnie niedoskonałościami występującymi w jego teorii, a także
towarzyszący mi ogólny głęboki sceptycyzm wobec wyczerpujących światopoglądów – można sobie tylko
wyobrazić jakie to jest niekomfortowe. Zadaję te pytania – chociaż nie odpowiadam na nie – publicznie,
ponieważ podejrzewam, że to co pociągało mnie w poglądach Wilbera jest tym samym, co pociąga
większość ludzi, a to co mnie zniechęciło jest tym co zniechęca wielu ludzi dziś.
Czym jest teoria integralna i w jakim kierunku zmierza? – pytanie
By odpowiedzieć na pytanie: „dokąd pójść dalej”, musimy wpierw zadać pytanie: „gdzie jesteśmy
obecnie”. Jeśli o mnie chodzi to nie wiem czym jest integralna filozofia, zostawmy na chwilę problem tego
gdzie się znajduje, abstrahując od cienia Wilbera. Nie sądzę, aby było to pytanie, na które znaleziono już
prawidłową odpowiedź. I nie jest to tego typu pytanie, na które ktokolwiek z nas mógłby dać
zdeklarowaną odpowiedź.
To właśnie dlatego, że każdy – zarówno Wilber, jak i jego krytycy – popełnia błędy,
właściwą metodą filozofii jest dialog.
Jeśli czegokolwiek się nauczyliśmy od Wilbera i jego defensywnego diatrybu Wyatta Earpa, to z pewnością nie
powinno być to przekonanie, iż jego filozofia jest wadliwa.To bowiem już wiedzieliśmy, nawet jeśli nie
udało nam się tego rozpoznać w praktyce. Każdy popełnia błędy i nawet jeśli błędy Wilbera nie były
wyraźne, to w końcu takimi się staną. Zamiast tego podstawową lekcją powinna być ta metodologiczna
– celebrowanie dydaktyki nie jest w stanie na dłuższą metę narzucać teorii integralnej jako dogmatu. To
właśnie dlatego, że każdy – zarówno Wilber, jak i jego krytycy – popełnia błędy, właściwą metodą filozofii
jest dialog. Dialog jest tym co odseparowuje filozofię od dogmatu. Tym, co otwiera nasze uwagi na
debatę i ponowne przemyślenie. To ta metoda dała nam Meyerhoffa, Falka, Edwardsa, Smitha,
Vissera i wielu innych, którzy pomogli nam zrozumieć Wilbera i jego dzieło jaśniej. To tylko dzięki
kontynuacji procesu, który rozpoczęli, w końcu odpowiemy na pytania w stylu – czym jest teoria
integralna i dokąd zmierza.
Z języka angielskiego przełożyli Katarzyna Jałowiecka i Fabian Baron
RESPONSES TO SCOTT PARKER'S ESSAY:
|